Psychoterapia.
Może być postrzegana w przeróżny sposób. Dzisiaj poczułem chęć podzielenia się z Wami moim doświadczeniem z pierwszej w moim życiu sesji indywidualnej z terapeutą. Miałem ok. 16 lat i czułem, że potrzebuję porozmawiać z kimś, kto zna się na rzeczy o sytuacji w domu. Miewałem coraz częstsze refleksje na temat tego, że być może samodzielnie jest mi trudno ocenić własną rolę w rodzinie, oraz jak przypuszczam teraz, potrzebowałem wsparcia.
Wsparcia w czym? W poczuciu osamotnienia w próbach radzenia sobie z trudnymi sytuacjami rodzinnymi. Potrzebowałem kogoś, kto popatrzy bardziej obiektywnie na moją sytuację, bez oceniania, choć wtedy jeszcze nie dowierzałam w to, że jest to w ogóle możliwe.
Zapytany o problem, z którym przychodzę, większość czasu spędziłem na opowiadaniu o sytuacji życiowej jednego z członków rodziny. Dobrze pamiętam ciężkość i przygnębienie w moim głosie. Opowiadałem o problemach tej osoby tak, jakby od ich rozwiązania miało zależeć moje szczęście. Prawdopodobnie mocno w to wierzyłem…
W zasadzie pamiętam jedynie jedno pytanie, które zadał mi terapeuta. Do niego sprowadza się sedno tego postu.
Zapytał mnie: A skąd Pan wie, że ta osoba nie jest szczęśliwa?
Natychmiast się oburzyłeś i zapewne pomyślałem sobie o tym, jak beznadziejny terapeuta mi się trafił. Przecież to oczywiste, że w takiej sytuacji nikt niebyły szczęśliwy…
Po niedługim czasie sens powyższego pytania dotarł do mnie w pełnej okazałości. Spadło nam nie jak ciężki młot z dużej wysokości. Nie wiedziałem wówczas, że oto rozpoczął się we mnie proces roztrzaskiwania w moim wewnętrznym systemie przekonania, że ode mnie zależy szczęście innych osób. Po bolesnym i szokującym pęknięciu skorupy powoli zaczęły odpadać również inne fragmenty zbawicielskich tendencji.
Choć było to bardzo dawno temu, wciąż czuję ogromną wdzięczność za to pytanie. Nie posiadamy mocy zbawiania innych osób. Jest to życzeniowe myślenie, które jak się okazuje może paradoksalnie, utrzymywać cierpiącą osobę w tym samym miejscu. Cóż pozostaje? Czuć. Tańczyć taniec własnego życia. Pozwolić innym tańczyć ich własny taniec, nawet jeśli wydaje się nam być to połamaniec. Być może pamiętać, że mierzymy wszystko własną miarą. Jedną, jedyną perspektywą, którą mamy. Psychoterapia może zrobić wiele dobrego, z pewnością daje szanse spojrzeć z innej, nowej perspektywy na utarte przekonania i poglądy. Może być, jak powiew świeżości w pomieszczeniu, w którym od dawna nie otwierano okna oraz nie sprzątano.
To była pierwsza sesja terapeutyczna. Doświadczyłem mocy jednego pytania na własnej skórze, co zapewne odegrało rolę w tym, aby później kontynuować psychoterapię. Czasami jako chwytanie się brzytwy, a później, dla samorozwoju.
0 komentarzy